Robienie makijażu w miejscach publicznych
Wiadomo, że uważanie się za kulturalnego człowieka wymaga nie tyle znajomości, co przestrzegania pewnych zasad, które umownie uznajemy za odpowiednie, czyli takie, które wpisują się w poczucie uprzejmości oraz dobre maniery. I choć często działamy w tych kwestiach intuicyjnie, trzeba pamiętać o ogładzie nawet w najmniej rozważanych sytuacjach.
Savoir-vivre a makijaż
Za jedną z nich można by uznać makijaż. Niby każdy ma prawo do tego, by malować się tak, jak mu się żywnie podoba. Niby innych nie powinno to specjalnie obchodzić, jaki ktoś ma make-up. Niby nic, a jednak. W podręcznikach od etykiety najczęściej wspomina się o tym, że lepiej, jeśli makijaż za dnia pełni funkcję przede wszystkim maskującą, czyli kamufluje niedoskonałości, oraz korygującą – tutaj przykładem może być optyczne poszerzenie oczu. I, oczywiście, podkreślającą te elementy, które mają przyciągnąć uwagę. Całość nie powinna razić, a iść raczej w dyskrecję.
Malowanie się w miejscach publicznych
Robienie makijażu to – przynajmniej w Polsce – coś, co raczej zalicza się do strefy intymnej albo co najmniej takiej, która nie jest powszechnie akceptowana w publicznych sytuacjach. Stąd też uznanie, że należy unikać malowania się w miejscach z nieprywatnym dostępem. Oczywiście są pewne małe wyjątki, które jeszcze nie godzą w cudze poczucie kultury. Np. dopełnienie pomadki na ustach.
Czego nie wolno?
Jeśli chodzi o makijaż, to w miejscach publicznych powinno wystrzegać się malowania oczu, czyli np. używania tuszu do rzęs, eyelinera, cieni czy innych kosmetyków. Do tego dochodzi czesanie włosów albo perfumowanie się. Malowanie paznokci tym bardziej jest niemile widziane, gdyż nie każdy toleruje zapach lakieru.